K – jak Kolekcjoner, Kustosz, Kronikarz
Kolekcjonerska pasja Franciszka Kotuli i jego regionalnych zainteresowań tkwiła swymi korzeniami w czasach dzieciństwa i młodych lat oraz pracy nauczycielskiej. „Od dziecka działał we mnie zmysł kolekcjonerski. Równocześnie czytałem dużo, szczególnie książek rozbudzających i rozwijających wyobraźnię”. W dygresjach swej pracy pt. „Mimo wszystko” , wspomina o swoim ojcu cieśli, który ze znalezionych na strychach „szpargałów” zgromadził wcale pokaźna biblioteczkę, strzeżoną przez niego jak oko w głowie. Ta biblioteczka ojcowska, z której książki ukradkiem wydobywał, dała początek pasji przyszłego regionalisty. Zainteresowanie kolekcjonerstwem zawdzięczał Kotula również swojemu nauczycielowi historii, który swoje wskazania metodyczne usiłował od razu wcielać w życie. W swej książce „Opowieści ziemi …”, tak pisze o sobie: „W okresie międzywojennym byłem nauczycielem. Uprzednio jednak sam się uczyłem. Miałem profesora historii – ta dyscyplina szczególnie mnie pociągała, co zdaje się być zasługą ojca – który przygotowując mnie i innych do zawodu nauczycielskiego, do nauczania historii, nieustannie podkreślał, żebyśmy, o ile to możliwe zapoznawali uczniów z konkretnymi zabytkami przeszłości, jej śladami. Samych tylko słów – jak banknotów bez pokrycia -używać trzeba w ostateczności. Tę radę zapisałem sobie głęboko w pamięci. Zostawszy nauczycielem historii, począłem używać do lekcji byle drobiazgów, ale zawsze konkretnych zabytków historycznych, chociażby z niedalekiej przeszłości. Sam się dziwiłem , bo oto z wydatną pomocą przyszli mi uczniowie, „wzięła” ich taka metoda nauki. Po krótkim czasie stałem się posiadaczem swoistego gabinetu pomocy naukowych…” W innym artykule tak wspomina początki swojego zbieractwa: „Moje zbiory stanowiły coś, co fachowcy nazywają popularnie „śmieciarnią”, a złośliwie „muzeum narodowym”. Czegoż bo to też w moim zbiorze nie było! Wszystko, a właściwie to nic. Ale nawet w matematyce „nic” jest ilością. Tym moim „nic” bardzo się cieszyłem i chełpiłem (…)”
Kolejny istotny etap stanowiła praca w organizowaniu muzeum regionalnego w Rzeszowie. „Stałem się więc – jak to mówią- ni stąd ni zowąd (…) kustoszem muzeum regionalnego, wielodziałowego, obok tego bibliotekarzem, archiwistą… kustoszem zbiorów bardzo różnorodnych (…). Mając 35 lat i żadnego przygotowania, miałem stać się od razu – jako ze muzeum przewidziane zostało jako wielodziałowe – prehistorykiem, etnografem, historykiem, historykiem sztuki, archiwistą i bibliotekarzem (…), kronikarzem, zapisującym wyniki swoich badań i dokonań nowej placówki, piszącym metryki darów i ewentualnych zakupów (…).To miał robić jeden człowiek (…)”.