Polski karnawał czyli… szlacheckie zabawy
Informacji o dawnym karnawale w Polsce jest niewiele. Na gruncie polskim nie powstała także żadna teoria karnawału. Informacji dostarczają jedynie zachowane wspomnienia, pamiętniki i literatura piękna.
Pierwsze badania w tym zakresie podjęli Oskar Kolberg i Zygmunt Gloger. Skupiały się one tylko na nurcie ludowym. Późniejsze badania, w których dominowało mało precyzyjne określenie „w dawnej Polsce”, czerpały w dużym stopniu z ich dorobku.
Badacz Klinger w 1931 r., bazując na teorii niemieckich filozofów wywodzących nazwę karnawału od Carrus Navalis, odwołuje się do tradycji greckiej i rzymskiej, gdzie w okresie tym świętowano hucznie odnowienie życia wegetacyjnego, rozbudzenie płodności natury, którą starożytni pojmowali jako radosną epifanię Dionizosa-Bacchusa, dobrotliwego boga, który do świata ludzi przybywał zza dalekich mórz na swym okręcie oplecionym winoroślą. W drugiej połowie lutego i marcu świat starożytny obchodził święto zmarłych, później w tym okresie pojawił się karnawał.
W drugim dniu dionizyjskich Antesteriów popularne były barwne pochody w przebraniach oraz zawody pijackie. Zwyczaje te miały być następnie wzorem praktyk karnawałowych, które pierwotnie prawdopodobnie wiązały się z kultem zmarłych.
Cytując Encyklopedię Orgelbranda z 1863 r.: „W Polsce zapusty suto niegdyś bywały obchodzone: maski, pochody, reduty, kuligi, przebierania się panowały powszechnie; nowszymi czasy ograniczał się karnawał na maskaradach i balach. Od trzech lat umilkł zupełnie; po pączkach i faworkach jedynie poznać go można”.
Karnawał w Polsce, choć poza ziemiańskim świętowaniem nie wykształcił wielkich tradycji, nie umilkł całkiem ani po upadku Rzeczypospolitej, ani po powstaniach, czy krwawych wydarzeniach związanych z rabacją galicyjską. Karnawał, w formie o której wspomina encyklopedia, przycichł jedynie na skutek najprawdopodobniej braku społecznego zainteresowania. Od jesieni 1860 r. trwały w Warszawie manifestacje upamiętniające 30. rocznicę wybuchu powstania listopadowego. Sytuację tę w dużym stopniu spotęgowały lata żałoby narodowej (1861-1866).
„Cichy on był i potulny dość, bez wielkiego hałasu odszedł z tego świata, ten biedny nasz karnawał, który nawet obowiązkowymi maskaradami nie mógł starczyć do ostatka”- pisano w lutym 1860 roku na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”. Również rok 1861 nie nastrajał optymistycznie. Krwawe wydarzenia lutowe, żałoba narodowa i ogólnie trudna sytuacja polityczna, to główne powody, dla których karnawał zamilkł, lecz o nim nie zapomniano.
Kulig w Europie Zachodniej nie był tak popularny jak w Polsce, gdzie zwłaszcza w XVII i XVIII w. stanowił substytut parady karnawałowej i był alternatywą dla zwykłych zabaw tanecznych. Należy też pamiętać, że zabawa kuligowa była przywilejem tylko szlachty. „Gdy zapusty nadeszły, cała ludność szlachecka na prowincji ruszała z swoich siedzib najeżdżając się kuligami. Zgodnie z definicją O. Kolberga „Kulig w czasie zapust odbywany po dworach szlacheckich jest jak wiadomo tańcująca zabawą, przedstawiającą dramatycznie jakoby obrzęd włościańskiego wesela krakowskiego”. Zamierzona teatralizacja dotyczy zasadniczo punktu kulminacyjnego kuligu, już po dojechaniu do wybranego dworu, gdzie odbywała się inscenizacja chłopskiego wesela krakowskiego – z odpowiednio dobranymi kostiumami, rolami, oracjami i tańcami.
Popularnej w Polsce tradycji urządzania kuligów sprzyjała obfitość śniegu. Jego paradność nasuwa przypuszczenie, że spełniał funkcję parady karnawałowej z pokazem bogatych strojów, pojazdów, koni i uprzęży. Karnawał w Polsce nie zawieszał obowiązującej na co dzień hierarchii społecznej. Była to rozrywka sfer ziemiańskich i arystokracji. Rola chłopów ograniczała się do obserwowania tego niezwykłego widowiska. Niekiedy służyli oni pomocą przy zaprzęgach. Dla wsi czasem zabaw był ostatni tydzień karnawału, zwany zapustem. Ludowe obrzędy zapustne były jednak praktykami o innym charakterze, choć i tu zauważalna jest pewna analogia do karnawałowych korowodów polegająca na chodzeniu z Zapustem od chaty do chaty.
Zachowane w literaturze opisy szlacheckich kuligów, dowodzą, że nie wszystkie kuligi przybierały formę steatralizowanego widowiska zawierającego elementy wesela. Obok wspomnianych popularne były także te, w których dominowała zabawa, biesiadowanie, muzyka i tańce.
Tradycja kuligu przywędrowała do Polski najprawdopodobniej z terenów Rosji, gdzie w niektórych dialektach spotyka się słowo kulik, kulikała na określenie pijaka, głupca. Pierwsze wzmianki o kuligu na polskich terenach pochodzą z poł. XVII w., natomiast zachowany wiersz z XVI w. mówi o kilkudniowej szlacheckiej sannie od sąsiada do sąsiada, z muzyką i tańcami, nie nazywając jej jeszcze wtedy kuligiem.
Kulig był rozrywką kilkudniową i trwał najczęściej od Tłustego Czwartku do wtorku przed Środą Popielcową. Ostatkowe zabawy na dworach kończyły humorystyczne kazania szlacheckie będące świadectwem erudycji i kunsztu oratorskiego – rodzaj obrzędowego pożegnania karnawału. Jego funkcją było podkreślenie przejścia od karnawału do postu. Orator improwizował kazanie na bieżąco, z zadanego mu przez współbiesiadników tematu. Musiało ono zając około pół godziny płynnej mowy. Żelazna zasada nakazywała przy tym, aby kazanie pomimo erudycji nie zawierało sensu, lecz służyło ogólnemu rozweseleniu słuchaczy, co wyraźnie dowodziło, że szlachecki świat czasu karnawału, podobnie jak w tradycji chłopskiej był światem „na opak”. Na koniec spożywano śledzia i zasiadano do poczęstunku zwanego podkurkiem. Na Rzeszowszczyźnie, wśród ludności wiejskiej popularny był natomiast jeszcze pod koniec XIX w. zwyczaj „zabijania pijaka”, którego o północy wywożono z karczmy, by poprzez zadanie mu symbolicznej śmierci, przypomnieć o nadchodzącym Poście.
Tradycyjny staropolski kulig, gdzie po obowiązkowym polonezie tańczono krakowiaki, mazurki i oberki, wyłączając tańce obcego pochodzenia, odszedł wraz z przeminięciem epoki Rzeczypospolitej szlacheckiej. Choć praktykowany i wskrzeszany do końca XIX w., zastąpiony został z czasem przez bale i reduty, które przez samych uczestników uznawane były za dość nudne, w których królowały nienaganne stroje i maniery.
W Rzeszowie k. XIX w. wzorem większych miast, modne były również bale dobroczynne, w których organizacje mocno zaangażowane były hr. Zofia Wallisowa ze Słociny i hr. Helena Wodzicka z Tyczyna.
Na podstawie: Karnawały w kulturze, Wojciech Dudzik, Warszawa, 2005.