ZAPUSTY
Zapusty to staropolska nazwa stosowana na określenie czasu przypadającego na okres od Nowego Roku lub od Trzech Króli do Środy Popielcowej. Terminu tego używano także na oznaczenie znacznie węższego przedziału czasowego tj. ostatniego tygodnia karnawału od tłustego czwartku do Środy Popielcowej lub trzech ostatnich dni tegoż tygodnia. Dni te Słownik folkloru polskiego nazywa także mięsopustem, zapustem i ostatkami. Spotkać można również takie sformułowania jak „diabelskie dni”, „szalone dni” czy kusaki.
Ludowe zapusty- karnawał chłopski był pod każdym względem niesamowity. Był to złożony i obfitujący w różne praktyki obrzędowe i magiczne, świąteczny zespół, który odróżniał się od innych ludowych świąt tym, że nie był związany z żadnymi kościelnymi ceremoniami religijnymi. W zapusty na wsi bawiono się, powszechna radość i uciecha opanowywała dusze chłopskie. Na ten czas zapominano o problemach i trudach codzienności wiejskiej, przyjemność i zabawę stawiano ponad obowiązki i pracę. Najhuczniej i najweselej obchodzono ostatki podczas, których skupiały się najważniejsze, najliczniejsze, bardzo ciekawe obrzędy i zwyczaje. Był to czas wyczekiwany przez ludność wiejską. Świadczą o tym choćby słowa piosenki śpiewanej przez iwonickich gospodarzy:
„ Nie masz nic najmilszego, nad zapust kochany
Rozweseli on każdego, choćby był stroskany.
Hoc w zapusty, hoc wesoło, nuże dalej, nuże w koło”.
Należy właśnie podkreślić, iż w czasie zabaw zapustnych, najwidoczniej chyba w całej obrzędowości dorocznej, zaznaczył się magiczny charakter tańca. Tańczono na len i konopie, a także na proso i owies, wyskakując w tańcu jak najwyżej, by tak wysoko wyrosły te rośliny, jak wysoko się skoczy. Tańcu towarzyszyły śpiewy:
„ Przypatrzcie się wstępnej środzie
Jak tańcuje na ogrodzie”.
Ostatki były wyjątkowym czasem dla kobiet- żon i matek. Mogły one w tym szczególnym okresie pozwolić sobie na tańce i zabawy w karczmie. Uważano bowiem, że ich obecność w zabawach zwiększa skuteczność na plenność roślin i urodzaj. Zapusty nie dla wszystkich jednak były miłym świętem. Stare panny mogły spodziewać się w tym czasie odwiedzin chłopców, którzy przyciągali kloc do domu. I jeśli ta dała 10 centów okupu, chłopcy kloc ciągnęli dalej. W przypadku, kiedy ta nie „wykupiła się„ musiała sama ciągnąć go do następnego domu, w którym mieszkała niezamężna dziewczyna. Była to kara dla panny za niepodjęcie w porę obowiązku założenia rodziny. W Rzeszowskiem zwyczaj ten był powszechnie znany.
Bardzo popularnym zwyczajem był także zwyczaj chodzenia drabów czy też dziadów zapustnych. A. Karczmarzewski tak opisuje typowego draba z Ropczyckiego: „miał na głowie stary filcowy kapelusz, a na twarzy czerwoną maskę. Ubrany był w odwrócony podszewką do wierzchu serdak lub „łoberok” czyli kurtkę, stare spodnie związane przy butach powrósłami z siana lub słomy, w ręku trzymał cepy ze słomianym bijakiem”. Po wsi krążyli mężczyźni poprzebierani za Cyganów, Żydów, żebraków, włóczęgów czy dziadów. Gospodarze witali ich z otwartymi ramionami w drzwiach swoich domostw. Wierzono bowiem, że ich wizyty są zapowiedzią dobrobytu i urodzaju. Przebierańcy bawili gospodarzy swymi występami i oracjami, czyniąc przy tym wiele hałasu i wrzawy. Wierzono, że budzą oni przyrodę, i zapowiadają szybkie nadejście wiosny.
Te „zapuśne dni” spędzano na zabawach, tańcach i poczęstunkach, w towarzystwie sąsiadów i rodziny. Pito i jedzono wówczas do syta, bo wraz z nastaniem Środy Popielcowej, pierwszego dnia postu „szalone dni” stawały się już tylko wspomnieniem.
Opracowano na podstawie:
- Karczmarzewski, Ludowe obrzędy doroczne w Polsce południowo-wschodniej, Rzeszów 2012.
- Ogrodowska, Święta polskie: tradycje i obyczaj, Warszawa 1996.