O zwyczajach Środy Popielcowej.
Środa Popielcowa zwana ze staropolska Środą Wstępną kończy karnawał i rozpoczyna w kościele katolickim czterdziestodniowy okres Wielkiego Postu, symbolizujący pobyt Chrystusa na pustyni. W tym czasie wierni, przygotowują się duchowo do obchodów Świąt Wielkiej Nocy. W Środę Popielcową, podczas wieczornych mszy, wierni na znak pokuty, pokory i oczyszczenia z grzechów posypują głowę popiołem z ubiegłorocznych palm wielkanocnych. Zwyczaj posypywania głów popiołem sięga tradycją IV wieku i aż do X wieku przeznaczona była wyłącznie dla osób publicznie odprawiających pokutę. Po jej zakończeniu osoby te musiały opuścić nabożeństwo, a progi świątyni można było przekroczyć dopiero w Wielki Czwartek obchodzony jako dzień odpuszczania grzechów. Środa Popielcowa rygorystycznie zakazuje katolikom od 14 do 60 roku życia spożywania potraw mięsnych oraz ograniczenie posiłków do trzech dziennie, przy czym tylko raz dziennie można najeść się „do syta”. Wśród pokarmów nie może być mięsa, tłuszczu zwierzęcego, a niegdyś także także nabiału, zaś jeszcze do niedawna podstawowym pokarmem tego okresu był żur i śledzie. „Postu przestrzegano bardzo ściśle. Nawet nie pito serwatki, lecz zlewano ją do beczek, a po Wielkanocy gotowano na niej kaszę jaglaną zwaną kwaśną. Gdy zostawał w domu chleb, po upieczeniu smarowany jajkiem lub smalcem żeby skórka się błyszczała, odkrawano ją i dawano ptactwu. Powszechnie spożywaną potrawą był barszcz żytni. W Siennowie (Jarosławskie) podczas śniadania gospodarz brał garnek w ręce i wypowiadał formułę: Chodź barszczu będziemy cię jeść. Od tej pory jedzono go przez siedem dni tygodni postu jako jedyne pożywienie na śniadanie. Często na kolację w Środę Popielcową była tylko „kasza krzyżowa”, a więc…” przed snem należało uczynić znak krzyża i głodnym kładziono się spać. O północy z środy na czwartek głos kościelnych dzwonów oznajmiał koniec zapustów i rozpoczęcie postu, ale nim ucichła muzyka schodzono się w karczmach, by „przepłukać zęby po zapustnym mięsie” lub na tzw. „kloca”. Zwyczaj ten sięgał tradycją do czasów dość odległych i był zanany powszechnie nie tylko w Rzeszowskiem.
W ostatnich dniach zapustów hucznie bawiono się w karczmach, a po wsi krecili się mężczyźni poprzebierani za Żydów, Cyganów, włóczęgów i wyprawiali najrozmaitsze figle. W gorlickim, najstarszej pannie we wsi, która nie wyszła za mąż w zapusty przywiązywali małe drewniane klocki, od których panna przy uciesze uczestników zabawy musiała wykupić się napitkiem. Były to echa starego zwyczaju, popularnego już w XVII wieku. Zachowała się broszurka z 1614 roku pt. „Pieśni i tance zabawom uczciwym gwoli”, a w niej fragment pieśni:
„U której panny w tym roku,
Nie będzie męża przy boku,
Taka musi już kloc ciągnąc,
Albo kury z kwoką lągnąć…”
W Rzeszowskiem, chłopcy przyciągali kloc do domu, w którym mieszkała stara panna i jeżeli złożyła okup, chłopcy ciągnęli go dalej, jeśli nie ciągnęła go sama do następnego domu niezamężnej dziewczyny. W ten sposób kloc wędrował po całej wsi. Wsród śmiechów i zabawy , chłopcy śpiewali pannie:
Mięsopusty zeszły,
Dziwki za mąż nie szły,
Nie chciały się wydać,
Będą kloka dźwigać.
Był to zwyczaj i swoisty rodzaj kary za ignorowanie obowiązku założenia rodziny, które należał do podstawowego obowiązku społecznego. Nie zawsze jednak zwyczaj ciągnięcia kloca spotykał się z aprobatą. Dzięki zachowanym księgom sądowym znany jest opis wydarzenia z 1642 roku, kiedy to „wstydliwa Regina Gałka, dziewczyna w wieku dojrzałym, nieszpetna przekupka w mieście Jego Królewskiej Mości Bieczu… na niektórych pachołków obozowych zwanych pospolicie „chłopcy” albo raczej „ciurowie” z roty wojska… z umysłu wszyscy przez cały czas wesołych Bachanaliów, które co dopiero minęły, na miejsce zajmowane przez protestującą na rynku publicznym napadli, a obecnie w Środę Popielcową, nazajutrz po wtorku zapustnym (…) w obecności wielu urodnych młodzieńców, nie zważając na bojaźń Boga i na wstyd wzgardziwszy nawet prawami publicznymi, które zabezpieczają wolność wszystkim, szczególnie słabym dziewicom (…), po odbytej modlitwie spokojnie w kościele zasiadła z orzechami i obwarzankami w miejscu zwykłym na rynku publicznym i nie spodziewając się niczego złego sprzedawała orzechy i obwarzanki, a tu ci wśród strasznego krzyku i wrzasku całymi zastępami do protestującej przypadli(…) w liczbie około dwudziestu z pomalowanymi twarzami, z rogami u głowy, odziani w skóry koźle tak, ze im tylko świeciły oczy i zęby na kształt diabłów ogromny pniak dębowy długości sześć, grubości cztery łokcie obwiedziony żelaznymi łańcuchami, a na ten cel umyślnie przygotowany przywlekłszy, protestującą uważając za przedmiot swych wybryków, jako winną, karząc długo, że w czasie Bachanaliów nie wyszła jeszcze za mąż (…) ubrawszy ją najpierw w powrósło słomiane, nie wzruszeni jej uprzejmymi prośbami, siłą i przemocą ją porwali przywiązawszy łańcuchem do pniaka i włóczyli koło ratusza z najwyższą obrazą…”
Przywiązywaniu do kloca podlegały nie tylko stare panny, ale także kawalerowie. W okolicach Sandomierza wyłapywano kawalerów i przywiązywano go w atmosferze zgiełku i śmiechów wraz z niedoszłą narzeczoną do kloca lezącego w pobliżu karczmy, przy którym stali tak długo, aż zostali wykupieni przez rodziców. Zwyczaj ciągnięcia kloca miał charakter zabiegu magicznego, mający na celu ożywienia wegetacji roślinnej. Pień zaś miał symbolizować płodność.
A oto, co o Wstępnej Środzie pisze Jędrzej Kitowicz w "Opisie obyczajów w dawnej Polsce" : "...W ten dzień w kosciołach dawano ludowi opielec, to jest przyklękającym przed wielkim ołtarzem lub przed innym pobocznym po odprawianej mszy świetej ksiądz posypywał głowy popiołem z palmy w Kwietna Niedzielę święconej (nie z trupich kości, jak rozumie prostactwo) upalonym, przypominajac ludowi tym sposobem, że kiedyś w proch sie obróci, zatem zeby sie do marności światowych, a tym bardziej do rozpusty nie przywiazywał, ale owszem za zbytki i swawole miesopustne mial się przy poście świetym do pokuty. Na ten popielec zjeżdzali się i schodzili do kościołów wszyscy katolickiego wyznania , panowie nawet najwieksi nigdy go nie opuszczali. Ale że nie wszyscy byli sposobni a Stępną Środę do przyjecia tego obrządku, przeto dawano go drugi raz po kościołach, mianowicie po wsiach, w pierwszą niedzielę postu. Taka zaś była jeszcze pobożność Polaków pod panowaniem Augusta III w latach poczatkowych, że nawet chorzy, niemogący dla słabości przyjąć popielcu w kościele, prosili o niego, aby im był dany w łóżku. Lecz ku końcu panowania wyżej wyrażonego króla, gdy wiara stygnąć poczęła, w młodzieży osobliwie duchem libertyńskim zarażonej, popielec ledwo miał ciżbę do siebie w kościele, i to najwięcej od pospólstwa; po domach zaś rozdawać go, gdy nikt nie prosił, w cale zaniechano. Ale natomiast nie fatygując księży swawolna młodzież rozdawała go sobie sama, trzepiąc się po głowach workami popiołem napełnionymi albo też wysypując zdradą jedni drugim obojej płci na głowy pełne miski popiołów. Ta jednak swawola nie praktykowała się po wielkich domach, tylko po małych szlacheckich i po miastach między pospólstwem…”
Bibliografia:
-
Andrzej Karczmarzewski, Ludowe obrzędy doroczne w Polsce południowo-wschodniej, Muzeum Okregowe w Rzeszowie, 2011
-
Andrzej Karczmarzewski , Obrzędy i zwyczaje doroczne wsi rzeszowskiej, Muzeum Okręgowe w Rzeszowie, 1972
-
Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów w dawnej Polsce