Przebieg dnia w klasztorze bernardyńskim.cz.1
Przebieg dnia w klasztorze bernardyńskim możemy odtworzyć dzięki zachowanym podręcznikom do kształcenia nowicjuszy: Summula aurea brevissima de profectu novitiarum, Jana Szklarka z około 1480 roku oraz Manuale instructionis novitiorum, Innocentego z Kościana.
Rytmem życia klasztornego rządziła Liturgia Godzin i rozbudowane formy modlitw paraliturgicznych. Godziny kanoniczne były rozłożone na całą dobę, począwszy od jutrzni, którą śpiewano o północy do komplety, która kończyła dzień. Zakonników budził o świcie zakrystian pukaniem do drzwi, któremu towarzyszyło zawołanie: „Ave Maria”, na które należało głośno odpowiedzieć: „Jesus Maria”, wznosząc myśli do Boga. Zalecano pośpiech przy wstawaniu, porannej toalecie i porządkowaniu łóżka; „jakoby uciekał przed Turkiem lub Tatarem”. W kościele na zakonników czekały przygotowane przez wikarego czynności liturgiczne. Nabożeństwom przewodniczył zwykle gwardian, przy pomocy kantora odpowiadającego za śpiew. Tutaj zalecano powagę: „nie pośpiesznie biegając ani z hałasem, jakoby Tatarzy, ale poważnie, z ułożonemi habitami, żeby nie wiewały, z kapturami prosto ustawionemi, z sznurami w porządku, żeby się nie tłukły po biodrach lub udach, jako u człowieka, co kuszę napina”. Przy wejściu należało użyć wody święconej i ucałować Krucyfiks, następnie wyrecytować w ciszy modlitwę św. Franciszka: Adoramus Te Domine, całując posadzkę. Gest padania na ziemię nie obowiązywał w niedziele i święta. Po odmówieniu z rozpostartymi ramionami modlitwy „Pater noster” zakonnicy udawali się do stalli. Na środku chóru pozostawali jedynie nowicjusze zgromadzeni wokół mistrza. Panowała cisza, w której zalecano wspomnienie Męki Pańskiej. Na dźwięk dzwonka rozpoczynano Liturgię Godzin, do której przykładano wiele starania, zalecając uwagę i skupienie.
Po zakończeniu Liturgii Godzin celebrowano mszę konwentualną, do której byli zobowiązani wszyscy zakonnicy. Z czasem pojawiła się praktyka mszy prywatnych, początkowo jedynie recytowanych, a później uroczyście śpiewanych, dla zaspokojenia rosnącego zapotrzebowania ze strony wiernych oraz odparcia złośliwych zarzutów heretyków, że zakonnicy próżnują.
Do mszy św. mieli służyć klerycy: „chętnie z umytą twarzą i rękoma, w czystej sukni, przepasanej, z fałdami ułożonemi,”. Do nich należało przygotowanie ołtarza, ubieranie celebransa i asystowanie mu ze światłem. Do ołtarza ministrant „idzie poważnie, powoli, stukając trepkami, z zakrytą głową, i to tem bardziej uważając, jeśli świeccy ludzie są w kościele, bo piękniej wygląda, kto trzyma prawo swoje. Mszał niesie, żeby ksiądz nie potrzebował sam dźwigać”. Posługę przy ołtarzu miał znamionować respekt dla Eucharystii i celebransa. Klerykom nie wolno było dotykać kielicha ani nawet lavabo. Mieli z szacunkiem całować dłoń kapłana, a po odprowadzeniu go do zakrystii i rozebraniu z szat liturgicznych przepraszali za rozproszenia, które mogli wywołać i prosili o błogosławieństwo. Na koniec padając na kolana, całowali księdzu nogi, jeśli ten pozwolił. Pozostali zakonnicy uczestniczyli we mszy w stallach. Na Sanctus padali na twarz, zdjąwszy płaszcze i kaptury, następnie w postawie klęczącej trwali aż do Pater noster w dzień powszedni, w święta tylko na Podniesienie.
Błędy w liturgii były piętnowane. Istniał cały system gestów wynagradzających niedbalstwo i roztargnienie, do których uciekali się gorliwi bracia dla naprawienia swych uchybień. Nieuwagę i pomyłki przypisywano lenistwu i działaniu złego ducha; „Liczył on opuszczone w chórze słowa, zgłoski i kropki. Inni siedzą na ramionach braci i zaciskają im oczy, aby drzemali, wygodnie usadowiwszy się w stallach. Inni żgają ich w plecy, żeby się zdawało, że bolą, i siadali, zamiast stać. Pobudzają ich do myśli światowych, atoli jeśli większość braci odmawiała pobożnie, musieli uciekać”.
c.d.n.
fot. Grzegorz Stec